Zdarza się wam przeklnąć przy dziecku? Krzyczeć? Kłócić się z drugą osobą? Przyznam, że czasami się przydarzyło.
Teraz, wyobraźcie sobie sytuację, że jesteście świadkami takiego oto zachowania:
Matka z czteroletnim dzieckiem i mężem są w parku. Nagle, ni z gruszki ni pietruszki, podbiega do niego ośmiolatek i wyzywa je od najgorszych, moment później, lecą w waszą stronę kamienie. Nieopodal stoi ojciec niegrzecznego chłopca. Nie reaguje. Nie przeprasza za jego zachowanie. Po oburzeniu z waszej strony, wrzeszczy na ośmiolatka, jak opętany, nie szczędząc przy tym przekleństw, od których więdną uszy.
Czy dla was nie byłaby to ewidentnie wina rodzica? Czy winilibyście za takie zachowanie chłopca?
Ja znam odpowiedź.
Dla dziecka, rodzice są lub być powinni wzorem do naśladowania. Od początku uczy się ono rozróżniać, czym jest dobro, a czym zło. Dla niego, rodzice to cały świat, bierze z nich przykład i potrzebuje od nich wsparcia w rozwoju. Co, jeśli ta równowaga jest zachwiana? Kiedy rodzice, zamiast dziecko wspierać, wyżywają się na nim? Jakie to wiąże ze sobą konsekwencje?
Czytałam mnóstwo wypowiedzi pod postem, który opisywał tą sytuację. Większość ludzi, nie zważając na nic, pisało, że policzyłoby się z dzieckiem. Obwiniali je za to karygodne zachowanie. Posypały się komentarze o sposobach, dzięki którym, mieliby wybić dziecku z głowy wulgaryzmy i agresje, typu: podtopiłabym go w fontannnie, dostałby plaskacza w twarz, sam rzuciłbym w niego kamieniem. Co się dzieje z tymi ludźmi?!
Czy nie lepiej byłoby zgłosić rodzica do opieki społecznej za sprawowanie nieodpowiedniej opieki nad dzieckiem?! Tak, żeby ktoś w końcu zrobił z ojcem porządek. Owszem, o zaistniałą sytuację odpowiada ojciec w samej osobie. Zapewne i matka, skoro pozwala na takie zachowanie wobec swojego dziecka. To karygodne.
Nikt nie ma prawa traktować dziecka w wyżej wymieniony sposób! Dlaczego, ktokolwiek miałby myśleć o robieniu krzywdy dziecku, któremu ktoś już ją wyrządza od dawna? Co się do cholery dzieje??
Przynajmniej, wiem, dlaczego takich sytuacji przybywa. Przez nie-rodzicielskie, bestialskie podejście i rodziców i społeczeństwa!
Ta sytuacja nigdy nie miałaby miejsca, gdyby dziecko znało granice. Gdyby tylko rodzice zajęli się porządnie wychowywaniem, a nie karceniem. Nie wrzaskiem, a prawdziwą rodzicielską przyjaźnią. O czym mowa? O psychologicznym podejściu do dziecka.; zasadzie kija i marchewki. O współpracy, wyznaczaniu granic, uczeniu dobra. Gdzie podziały się prawdziwe wartości? Gdzie podziała się rodzicielska miłość? Gdzie, do jasnej ciasnej, są osoby, które wiedzą, co wolno, a czego nie? Bez agresji, przemocy?
Tracę powoli wiarę w ludzi. W to, że następne pokolenie zostanie wychowane, jak należy. Boję się o przyszłość mojego dziecka, bo gdy trafi na takie dziecko, będzie ciężko mi cokolwiek wyegzekwować. Boję się złego wpływu na wychowanie mojej córki ze strony innych dzieci, które tak traktowane przez swoich rodziców, nie są w stanie prawidłowo funkcjonować w swoim środowisku.
Nie pierwszy i na pewno nie ostatni raz, jestem świadkiem podobnych zdarzeń. Czy to w parku, szkole, przed domem lub choćby w postach na forach. Słyszałam już zbyt dużo obelg w stronę dzieci. Niewinnych, małych. Szarpanie, wyzywanie. Nawet bicie ich w publicznym miejscu. Co gorsza, inni nie reagują. To straszne.
A wy jakie macie odczucia? Czy sądzicie, że nasze dzieci w przyszłości sobie poradzą? Jaki wpływ na nie będą mieli rówieśnicy nauczeni patologii, jako normalności od najmłodszych lat?
Mieszkam w mieście, w którym mnóstwo jest ludzi wprost nieproporcjonalnych do normalności, nie nadających się do bycia rodzicami. Tworzą się tu gangi. Dzieci wykorzystywane są do sprzedaży narkotyków, rozbojów. Chciałabym to zmienić, ale już chyba się nie da. Trzeba będzie stąd uciec.
19/08/2015
18/08/2015
Matka - ewenement
Jest sobie matka. Młoda, średnio wykształcona, spełniająca się zawodowo w domu. Ma męża, on pracuje poza domem, jest odpowiedzialny za utrzymanie domu. Ale tak samo, jak i ona. Różnica? Matka pracuje nocami, ojciec dniami. Matka chodzi niewyspana, ojciec też, bo nie chce mu się chodzić wcześnie spać.
Matka jest sfrustrowana. Przemęczona. Ale... szczęśliwa. Jakim cudem?!
Jeśli ktoś mówi, że nie da się pogodzić wszystkiego - jest w błędzie. Dla chcącego, nic trudnego. Czy jest tak do końca? Matka ma jedno dziecko. Na tyle ją z ojcem stać i nad taką liczbą dzieci może zapanować. Zawsze też znajdzie dziecku zajęcie, może się z nim pobawić. Jest na tyle duże, żeby zrozumieć wiele rzeczy. Co się stanie, jeśli bocian przyniesie drugie dzieciątko?
Dla mnie, nie byłby to koniec świata, ale nie potrafiłabym sobie poradzić. Przyznaję się, bez bicia, że musiałabym przejść jakąś terapię, mieć mnóstwo pomocy, żeby wszystko ogarnąć jak należy. Skończyłaby się praca po nocach, codzienne tańce, ćwiczenia, dietę też szlag by trafił.
Jestem z tych ludzi, którzy potrzebują dużo więcej swobody niż pozostali. Nienawidzę napiętego grafiku, a przy stresie, wymiotuję. Nie lubię być pod presją, przyciśnięta zbyt wieloma obowiązkami. Robię wszystko na ostatnią chwilę. Często wybieram nie te zajęcie, co trzeba. Skupiam się na małostkach, a dopiero później zdaję sobie sprawę, że nie zrobiłam czegoś, co było ważne.
Próbuję to zmieniać. Nawet mi się udaje. Z czasem daję sobie radę z większością utrudnień w ciągu dnia. Zdążę córce zrobić śniadanie, poćwiczyć, obejrzeć z nią bajkę, pobawić się, ugotować obiad, posprzątać, zrobić pranie (albo choćby je nastawić :D). Zdążę potańczyć z córką, przypilnować nauki siusiania, liczenia, czytać książeczki. A wieczorem, zamiast iść spać, jak normalny człowiek, łapię za laptopa i jestem w swoim świecie. Ktoś musi pilnować moich spraw, rozwoju mojej firmy.
Pisząc poprzedni akapit, zastanawiałam się, jak ja to ogarniam? Teraz, jak inne kobiety to ogarniają, pracując na pełny etat? I nie przy jednym, a dwójce, czy trójce maluchów!?
Moja mama ma czwórkę dzieci. W pewnym momencie, każde było na innym etapie rozwoju. Najstarsze w liceum, najmłodsze w przedszkolu. Musiała poradzić sobie z nastolatkiem, pyskującymi siostrzyczkami i maluchem, który właśnie przechodził bunt. Po drugim dziecku, zrezygnowała z pracy w szkole, na rzecz tej w domu. Jako matka na pełen etat. Nie dziwię się. Sama nie wybrałabym pracy nad wychowywanie dzieci. Wychowała nas wzorowo. Jest naszą najlepszą przyjaciółką, a zarazem najwspanialszym przykładem matki spełnionej i szczęśliwej.
Z drugiej strony, gdyby naprawdę przypiliło, poszłaby wtedy do pracy i nadal, jestem prawie pewna, udałoby jej się wszystko zorganizować. Podziwiam ją za to.
Podziwiam matki, które są w stanie poradzić sobie z tęsknotą za dziećmi, kiedy zostawiają je w przedszkolu lub u niańki, żeby spełniać się zawodowo. Powidziwiam je za to, że dzieci są zadbane, niczego im nie brakuje i dają przykład, że można! Kobieta nie jest stworzona tylko i wyłącznie do rodzenia dzieci, gotowania obiadków mężowi, itd. Ważne jest, żeby miała pasję. To coś, co sprawia, że jest szczęśliwa. Dla jednych jest to malowanie farbkami z dziećmi, czy zabawa z nim w domku dla lalek, dla drugich to praca poza domem, wyjście do ludzi i inne zainteresowania.
Matka to też człowiek.
Kochana matko spełniona, jeśli Twój facet tego nie rozumie, podaj mi swój adres, osobiście przyjdę i palnę mu w łeb za znieważenie ;-)
Kobieta to cud. Powinno się ją szanować. Powinno szanować się jej własne, nieprzymuszone zdanie. To, że czegoś pragnie, ma marzenia.
Kobieta, przede wszystkim, powinna szanować sama siebie. Nikt inny nie zrobi tego za nią. No może oprócz faceta-cudu, którym tylko nieliczne z nas mogą się pochwalić.
Drogie matki, sprzeczające się ze sobą, bo jak można robić to, czy tamto, czy sram-to-owam-to, popatrzcie na siebie. Znajdźcie sobie inne zajęcia, poza ględzeniem. Tak żyć nie można. Kobieta szanująca się i tak ma w tyłku wasze zdanie. Liczcie się z tym.
Teraz, czas na trzecią miłość mojego życia - pracę. Sama się nie zrobi :-) Życzę udanego, miłego późnego wieczoru i jakże spokojnej nocy.
Matka jest sfrustrowana. Przemęczona. Ale... szczęśliwa. Jakim cudem?!
Jeśli ktoś mówi, że nie da się pogodzić wszystkiego - jest w błędzie. Dla chcącego, nic trudnego. Czy jest tak do końca? Matka ma jedno dziecko. Na tyle ją z ojcem stać i nad taką liczbą dzieci może zapanować. Zawsze też znajdzie dziecku zajęcie, może się z nim pobawić. Jest na tyle duże, żeby zrozumieć wiele rzeczy. Co się stanie, jeśli bocian przyniesie drugie dzieciątko?
Dla mnie, nie byłby to koniec świata, ale nie potrafiłabym sobie poradzić. Przyznaję się, bez bicia, że musiałabym przejść jakąś terapię, mieć mnóstwo pomocy, żeby wszystko ogarnąć jak należy. Skończyłaby się praca po nocach, codzienne tańce, ćwiczenia, dietę też szlag by trafił.
Jestem z tych ludzi, którzy potrzebują dużo więcej swobody niż pozostali. Nienawidzę napiętego grafiku, a przy stresie, wymiotuję. Nie lubię być pod presją, przyciśnięta zbyt wieloma obowiązkami. Robię wszystko na ostatnią chwilę. Często wybieram nie te zajęcie, co trzeba. Skupiam się na małostkach, a dopiero później zdaję sobie sprawę, że nie zrobiłam czegoś, co było ważne.
Próbuję to zmieniać. Nawet mi się udaje. Z czasem daję sobie radę z większością utrudnień w ciągu dnia. Zdążę córce zrobić śniadanie, poćwiczyć, obejrzeć z nią bajkę, pobawić się, ugotować obiad, posprzątać, zrobić pranie (albo choćby je nastawić :D). Zdążę potańczyć z córką, przypilnować nauki siusiania, liczenia, czytać książeczki. A wieczorem, zamiast iść spać, jak normalny człowiek, łapię za laptopa i jestem w swoim świecie. Ktoś musi pilnować moich spraw, rozwoju mojej firmy.
Pisząc poprzedni akapit, zastanawiałam się, jak ja to ogarniam? Teraz, jak inne kobiety to ogarniają, pracując na pełny etat? I nie przy jednym, a dwójce, czy trójce maluchów!?
Moja mama ma czwórkę dzieci. W pewnym momencie, każde było na innym etapie rozwoju. Najstarsze w liceum, najmłodsze w przedszkolu. Musiała poradzić sobie z nastolatkiem, pyskującymi siostrzyczkami i maluchem, który właśnie przechodził bunt. Po drugim dziecku, zrezygnowała z pracy w szkole, na rzecz tej w domu. Jako matka na pełen etat. Nie dziwię się. Sama nie wybrałabym pracy nad wychowywanie dzieci. Wychowała nas wzorowo. Jest naszą najlepszą przyjaciółką, a zarazem najwspanialszym przykładem matki spełnionej i szczęśliwej.
Z drugiej strony, gdyby naprawdę przypiliło, poszłaby wtedy do pracy i nadal, jestem prawie pewna, udałoby jej się wszystko zorganizować. Podziwiam ją za to.
Podziwiam matki, które są w stanie poradzić sobie z tęsknotą za dziećmi, kiedy zostawiają je w przedszkolu lub u niańki, żeby spełniać się zawodowo. Powidziwiam je za to, że dzieci są zadbane, niczego im nie brakuje i dają przykład, że można! Kobieta nie jest stworzona tylko i wyłącznie do rodzenia dzieci, gotowania obiadków mężowi, itd. Ważne jest, żeby miała pasję. To coś, co sprawia, że jest szczęśliwa. Dla jednych jest to malowanie farbkami z dziećmi, czy zabawa z nim w domku dla lalek, dla drugich to praca poza domem, wyjście do ludzi i inne zainteresowania.
Matka to też człowiek.
Kochana matko spełniona, jeśli Twój facet tego nie rozumie, podaj mi swój adres, osobiście przyjdę i palnę mu w łeb za znieważenie ;-)
Kobieta to cud. Powinno się ją szanować. Powinno szanować się jej własne, nieprzymuszone zdanie. To, że czegoś pragnie, ma marzenia.
Kobieta, przede wszystkim, powinna szanować sama siebie. Nikt inny nie zrobi tego za nią. No może oprócz faceta-cudu, którym tylko nieliczne z nas mogą się pochwalić.
Drogie matki, sprzeczające się ze sobą, bo jak można robić to, czy tamto, czy sram-to-owam-to, popatrzcie na siebie. Znajdźcie sobie inne zajęcia, poza ględzeniem. Tak żyć nie można. Kobieta szanująca się i tak ma w tyłku wasze zdanie. Liczcie się z tym.
Teraz, czas na trzecią miłość mojego życia - pracę. Sama się nie zrobi :-) Życzę udanego, miłego późnego wieczoru i jakże spokojnej nocy.
11/08/2015
O bogaczach i biedokach
Tym razem będzie trochę zajeżdżać wsią, słomą z butów i tym podobnym. Pogadam sobie o lansie 'za granico'. Bo im biedniejszy, tym bogatszy i odwrotnie.
Widać to w Polsce, widać to w całej Europie. Najbardziej w UK. Po samochodach, szastaniu pieniędzmi. Po ciuszkach i podróbkach z Aliexpress. Po nie wypłaconych pieniądzach za pracę, kiedy kaska na kilkutygodniowe wakacje w PL się znalazła. O czym tu mowa, do cholery? A o tym, jaka jest różnica między szarym polskim zjadaczem chleba, a tymi, którzy prawdopodobnie mają za dużo pieniędzy, by spoufalać się z biedą (w ichnim języku 'plebs'). Przynajmniej sami próbują sobie tak wmówić. Im bogatszy w pieniądze, tym biedniejszy w szare komórki? Wydaje mi się, że tak. Bardzo stronnicze, a jednak prawdziwe.
Przykładowo: pewien pan ma firmę w Londynie. Przyjmuje do pracy samych Polaków, obiecując im nieco powyżej najniższej krajowej. Przychodzi dzień zapłaty. Ten sam pan wyjechał na wakacje do swojego (czyt. wykupionego za gotówkę) domku letniskowego. Urywają się telefony, robotnicy nie dostali pieniędzy. Pan szef narzeka, że nie ma, bo mu nie zapłacili za robotę, ale jednocześnie ma pieniądze, żeby co dwa miesiące jechać na wakacje do swojego kraju na dwa-trzy tygodnie; na trzy domy - jeden w centrum Londynu, drugi na jakiejś wsi w swoim kraju, trzeci letniskowy, dwa samochody - jeden dopiero co spod igły. Ale czy rzeczywiście ma to wszystko? Czy naprawdę tak jest jak mówi? Czy lansuje się przed pracownikami, robiąc jednocześnie z siebie kłamcę i wyzyskiwacza? I z jednej i drugiej strony okazuje się oszustem. Teraz wyobraźcie sobie, jakiej narodowości jest ten pan? Nie podpowiem, wiecie to dobrze.
Takich Januszów biznesu jest jak psów. Dosłownie! Tutaj jest ich multum. Wystarczy zajrzeć na Londynek albo popytać znajomych budowlańców. Większość odpowie, że nie chce pracować u Polaka, bo się naciął.
Teraz o rodzinkach.pl. Jedziesz do Polski wypocząć, tak? Swoim samochodem, trochę już z tobą przejechał, nie potrzebujesz do szczęścia wiele, byle tylko zobaczyć się z rodziną albo w końcu usiąść sobie nad jeziorkiem na Mazurach, czy zwiedzić Morskie Oko w Zakopanem? Widzisz, jesteś wyjątkiem!
Słyszałam to już przynajmniej kilkadziesiąt razy. W Polsce. Jaką reklamę Wyspom robią emigranci, zjeżdżający na wakacje do kraju. Znam i przypadki, kiedy musieli kupować nowy samochód, żeby przyszpanić znajomym, pokazać, czego to nie mają u siebie. Notorycznie przyłapywani na kłamstwach, kiedy to taki Ktoś mówi, że właśnie kupił sobie domek, a później wygada się, że LANDLORD cośtam.... Rozumiem, że jak wykupi się dom, to dalej jest się zależnym od landlorda? :D
Później biedni ludzie w Polsce myślą, że tu jest tak kolorowo, że nic tylko wyjechać. Przecież te czasy już dawno się skończyły, nieprawdaż? Już nie jest łatwo, ceny idą w górę, zarobki w dół. Benefitów tak już nie rozdają na prawo i lewo. Anglicy też mają nas dość, zaczynają się schody.
Co mnie podkusiło, żeby napisać ten post? Dowiedziałam się od znajomego w PL, że z rodziną: "Wstydzimy się wrócić do Polski, a nam tu tak źle". I że JA, tak, JA mu to powiedziałam. Jedyne, czego nie robię, kiedy jadę do Polski, nie KOLORYZUJĘ. MÓWIĘ JAK JEST! Nie mam samochodu, nie mam pieniędzy na przeprowadzkę, ciężko czasami jest rzeczywiście wyżyć, ale nie GŁODUJĘ, moje dziecko jest szczęśliwe, mogę liczyć na pomoc, jeśli tego potrzebuję. Pomimo wszystkiego, to nie powód, dla którego tutaj jestem. Nigdy w życiu! Dlaczego ktokolwiek mógłby pomyśleć, że jestem tu tylko dla kasy, bo jest tu tak super? Już nie raz tłumaczyliśmy z rodziną temu znajomemu, jak i rodzinie w Polsce, że tu nie chodzi o pieniądze. O godność, o to, że nie musimy się rozdzielać, że jesteśmy tu razem.
Mojego taty nie było praktycznie w domu, kiedy byłam małą dziewczynką. Rodzice postanowili to zmienić. Za osiem miesięcy rozłąki, otrzymałyśmy z siostrami w prezencie naszego tatę, każdego dnia w domu, uśmiechniętego, szczęśliwego, że może nas w końcu poznać. Tego nie mielibyśmy w Polsce.
Jestem tutaj od dziecka, z całą bliską rodziną, tutaj chodziłam do szkoły, zdobyłam kwalifikacje, podjęłam pierwszą pracę, poznałam mojego męża, urodziłam i wychowuję córeczkę. Tutaj mieszkam, tu jest mój dom.
NIE KOLORYZUJĘ. Czy to tak źle? Czuję się zawiedziona i niezrozumiana. Może to i dobrze. Przynajmniej nie muszę się wstydzić tego, kim jestem, co tu robię. I nie muszę udawać nikogo innego. 'Bogacza' w adidasach z Aliexpress*.
*Nie ma nic złego w kupowaniu tam ciuszków, sama z tego korzystam. Z Primarka i ebaya też. Chodzi o kontrast.
Zapraszam do komentowania - co o tym sądzicie?
POZDRAWIAM :)
Widać to w Polsce, widać to w całej Europie. Najbardziej w UK. Po samochodach, szastaniu pieniędzmi. Po ciuszkach i podróbkach z Aliexpress. Po nie wypłaconych pieniądzach za pracę, kiedy kaska na kilkutygodniowe wakacje w PL się znalazła. O czym tu mowa, do cholery? A o tym, jaka jest różnica między szarym polskim zjadaczem chleba, a tymi, którzy prawdopodobnie mają za dużo pieniędzy, by spoufalać się z biedą (w ichnim języku 'plebs'). Przynajmniej sami próbują sobie tak wmówić. Im bogatszy w pieniądze, tym biedniejszy w szare komórki? Wydaje mi się, że tak. Bardzo stronnicze, a jednak prawdziwe.
Przykładowo: pewien pan ma firmę w Londynie. Przyjmuje do pracy samych Polaków, obiecując im nieco powyżej najniższej krajowej. Przychodzi dzień zapłaty. Ten sam pan wyjechał na wakacje do swojego (czyt. wykupionego za gotówkę) domku letniskowego. Urywają się telefony, robotnicy nie dostali pieniędzy. Pan szef narzeka, że nie ma, bo mu nie zapłacili za robotę, ale jednocześnie ma pieniądze, żeby co dwa miesiące jechać na wakacje do swojego kraju na dwa-trzy tygodnie; na trzy domy - jeden w centrum Londynu, drugi na jakiejś wsi w swoim kraju, trzeci letniskowy, dwa samochody - jeden dopiero co spod igły. Ale czy rzeczywiście ma to wszystko? Czy naprawdę tak jest jak mówi? Czy lansuje się przed pracownikami, robiąc jednocześnie z siebie kłamcę i wyzyskiwacza? I z jednej i drugiej strony okazuje się oszustem. Teraz wyobraźcie sobie, jakiej narodowości jest ten pan? Nie podpowiem, wiecie to dobrze.
Takich Januszów biznesu jest jak psów. Dosłownie! Tutaj jest ich multum. Wystarczy zajrzeć na Londynek albo popytać znajomych budowlańców. Większość odpowie, że nie chce pracować u Polaka, bo się naciął.
Teraz o rodzinkach.pl. Jedziesz do Polski wypocząć, tak? Swoim samochodem, trochę już z tobą przejechał, nie potrzebujesz do szczęścia wiele, byle tylko zobaczyć się z rodziną albo w końcu usiąść sobie nad jeziorkiem na Mazurach, czy zwiedzić Morskie Oko w Zakopanem? Widzisz, jesteś wyjątkiem!
Słyszałam to już przynajmniej kilkadziesiąt razy. W Polsce. Jaką reklamę Wyspom robią emigranci, zjeżdżający na wakacje do kraju. Znam i przypadki, kiedy musieli kupować nowy samochód, żeby przyszpanić znajomym, pokazać, czego to nie mają u siebie. Notorycznie przyłapywani na kłamstwach, kiedy to taki Ktoś mówi, że właśnie kupił sobie domek, a później wygada się, że LANDLORD cośtam.... Rozumiem, że jak wykupi się dom, to dalej jest się zależnym od landlorda? :D
Później biedni ludzie w Polsce myślą, że tu jest tak kolorowo, że nic tylko wyjechać. Przecież te czasy już dawno się skończyły, nieprawdaż? Już nie jest łatwo, ceny idą w górę, zarobki w dół. Benefitów tak już nie rozdają na prawo i lewo. Anglicy też mają nas dość, zaczynają się schody.
Co mnie podkusiło, żeby napisać ten post? Dowiedziałam się od znajomego w PL, że z rodziną: "Wstydzimy się wrócić do Polski, a nam tu tak źle". I że JA, tak, JA mu to powiedziałam. Jedyne, czego nie robię, kiedy jadę do Polski, nie KOLORYZUJĘ. MÓWIĘ JAK JEST! Nie mam samochodu, nie mam pieniędzy na przeprowadzkę, ciężko czasami jest rzeczywiście wyżyć, ale nie GŁODUJĘ, moje dziecko jest szczęśliwe, mogę liczyć na pomoc, jeśli tego potrzebuję. Pomimo wszystkiego, to nie powód, dla którego tutaj jestem. Nigdy w życiu! Dlaczego ktokolwiek mógłby pomyśleć, że jestem tu tylko dla kasy, bo jest tu tak super? Już nie raz tłumaczyliśmy z rodziną temu znajomemu, jak i rodzinie w Polsce, że tu nie chodzi o pieniądze. O godność, o to, że nie musimy się rozdzielać, że jesteśmy tu razem.
Mojego taty nie było praktycznie w domu, kiedy byłam małą dziewczynką. Rodzice postanowili to zmienić. Za osiem miesięcy rozłąki, otrzymałyśmy z siostrami w prezencie naszego tatę, każdego dnia w domu, uśmiechniętego, szczęśliwego, że może nas w końcu poznać. Tego nie mielibyśmy w Polsce.
Jestem tutaj od dziecka, z całą bliską rodziną, tutaj chodziłam do szkoły, zdobyłam kwalifikacje, podjęłam pierwszą pracę, poznałam mojego męża, urodziłam i wychowuję córeczkę. Tutaj mieszkam, tu jest mój dom.
NIE KOLORYZUJĘ. Czy to tak źle? Czuję się zawiedziona i niezrozumiana. Może to i dobrze. Przynajmniej nie muszę się wstydzić tego, kim jestem, co tu robię. I nie muszę udawać nikogo innego. 'Bogacza' w adidasach z Aliexpress*.
*Nie ma nic złego w kupowaniu tam ciuszków, sama z tego korzystam. Z Primarka i ebaya też. Chodzi o kontrast.
Zapraszam do komentowania - co o tym sądzicie?
POZDRAWIAM :)
Subscribe to:
Posts (Atom)