12/08/2017

Rodzicu, spokojnie. Twoje dziecko dorasta w idealnych czasach

Dzisiaj natrafiłam na post na Facebooku z pytaniem, czy dobrze jest zostawiać dziecko samo w domu w wieku 7-8 lat. Odpowiedzi różniły się, wiele kobiet utrzymuje, że jeśli rodzic uważa, iż dziecko jest na tyle odpowiedzialne, aby to zrobić, można na to pozwolić. Uwaga! Ja też tak uważam. A dlaczego? A dlatego, że pamiętam, jak wół cielęciem był.

Miałam 5 lat, kiedy chodziłam sama do przedszkola i z powrotem. Do sklepu po bułki mama też mnie wysyłała. To samo czekało moje młodsze rodzeństwo i w tym wieku uczył się już samodzielności mój brat. Nie, moja rodzina nie miała nic wspólnego z patologią. Wręcz przeciwnie. Nasze dzieciństwo wypełnione było beztroską, zabawą, miłością i czułością. Nauczono nas szacunku do ludzi, zwierząt, przyrody, a nawet... pieniędzy. 

W wieku 8 lat odbierałam po szkole swoje kuzynostwo. Bawiłam się całe dnie przed blokiem z siostrą i koleżankami. Meldowałam się co godzinę domofonem, aby mama się nie martwiła. Przesiadywałam na trzepakach, piłam oranżadę, jadłam gumy balonowe Donald. Jak któreś dziecko miało telefon, był to tylko zbędny gadżet do szpanu przed kolegami. Nie było Facebooka (o ja! To musiało być straszne!), nikt nie ślęczał godzinami przed ekranem, a jak ktoś zdążył na wieczorynki, oglądało się Misia Uszatka albo Tabalugę. Pokemony, Yattamana i Czarodziejkę z Księżyca też można było zobaczyć w telewizji, kiedy na dworze dawał o sobie znać deszcz w wolne dni od szkoły. A z mamą... "zerkało się" na Klan albo Złotopolskich i nie marudziło się, bo mama musiała mieć też trochę tego telewizora dla siebie.

Kiedy szalała burza albo ciężko było zasnąć, mama była w pogotowiu. Spała ze mną i siostrą w naszym pokoju albo my u niej. Nie myślała o takich bzdetach, jak usypianie poprzez wypłakiwanie, ani, że trzeba na siłę, koniecznie odstawić nas do łóżka. Nie miała też doradców z neta i wiedziała, że jeśli coś dzieje się z nami niedobrego trzeba iść do lekarza.

W dzisiejszych czasach wygląda to zupełnie inaczej. I to nie świat jest niebezpieczny, a niebezpieczni mogą być dla dzieci... ich rodzice. Nie wierzysz? Czytaj dalej.

W dobie internetu, wielu rodziców zamiast iść do lekarza, potrafi wstawić zdjęcie na grupę i pytać obcych osób bez odpowiedniego wykształcenia o opinię. Ciągnie to za sobą zagrożenia o wiele gorsze niżeli komukolwiek może się wydawać! Często i pomimo głosów, aby pójść do lekarza - rodzic decyduje się leczyć dziecko na własną rękę. Jeszcze częściej zadawane są pytania o to, jakiego kremu używać, jak uczyć dzieci zasypiać czy korzystać z toalety, a nawet jak i kiedy karmić! Ilość takich zagadnień zdaje się mnożyć jak szarańcza. Kilka badań może potwierdzać, iż rodzice wolą pytać obcych ludzi o rady w internecie niżeli porozmawiać z kimś, kto ma jakiekolwiek pojęcie na dany temat w realnym świecie. Szacuje się (według badań Pew Research Centre), że ok 75% rodziców korzysta z mediów społecznościowych, 90% z ankietowanych przez Crowdtap uznaje je za niezwykle pomocne źródło informacji, a kobiety są bardziej chętne niż mężczyźni z aż 35-procentową przewagą, by do nich sięgać po porady dotyczące wychowywania dzieci.

Teraz pomówmy o zmorze rodzica, czyli... o porwaniach. W samym UK zanotowano 1539 przypadków porwań w 2015/16. W 2002/3 ta liczba wynosiła 757, z czego w 56%  przypadków odpowiadał za nie nieznajomy, a 364 to liczba nieudanych porwań (według oficjalnych danych Home Office). Za to, jeśli spojrzymy w statystyki z 1998/9, kiedy miałam 6 lat (czyli średni wiek uprowadzonych dzieci), porwań/uprowadzeń dzieci w sumie było... 2551! Żeby przedstawić, jak bardzo mogą być "mylące" statystyki, dodaję grafikę, na której widać przepaść i jak marna różnica jest między ostatnimi latami, nawet przy wzroście liczby porwań. Mało tego, przedstawiane statystyki często zaczynają się dopiero na latach 2002 lub 2006 i nie ukazują prawdziwego spadku między pokoleniami:

Warto jest też mieć na uwadze, że w 2015/16 38% z prób porwań przez nieznajomych było nieudanych, a w aż 98% przypadkach prób dokonanych przez rodzica doszło do porwania! Całościowo w 1/3 wszystkich incydentów nie udało się porywaczom. Niezwykle ważnym dodatkowym aspektem może być fakt, że w samej Anglii żyje około... 11 milionów dzieci!

Podsumowując: to rodzice dokonują SKUTECZNIE prawie połowy wszystkich porwań, a sama liczba porwań i prób uprowadzenia zmalała o ponad połowę w ciągu ostatnich 2 dekad.


Teraz mowa o UK. A jak wyglądają polskie statystyki? Znalazłam jedynie dane dotyczące zaginięć dzieci, a nie samych porwań. Liczby wyglądają następująco: 4168 (1525 to dzieci, które uciekły z domów) w 2008 roku w porównaniu do 6453 w 2012 (z czego 3532 to uciekinierzy, a 542 to sprawy niewyjaśnione). Statystyk z 1998 nie udało mi się zdobyć.

Niebezpieczeństwo na drogach to także temat, który warto poruszyć przy tej okazji. Okazuje się, że między 2 a 5 tysięcy rocznie dzieci ginie lub jest poważnie rannych w wypadkach drogowych w Wielkiej Brytanii. Statystyki mówią także o tym, że dzieci z biedniejszych domów są nawet pięciokrotnie bardziej narażone na uleganie wypadkom. Samo ryzyko rośnie wraz z wiekiem. Mimo to, AA twierdzi, iż Wielka Brytania ma jedne z najlepszych wyników pod względem bezpieczeństwa na drodze na świecie. Dlaczego?

Liczy się, że już w 2001 liczba poważnych wypadków drogowych, w których brały udział dzieci rekordowo zmalała o połowę w porównaniu do końcówki lat 80'! I stale spada dzięki inicjatywom AA Monitoring Trust.

Tutaj można sprawdzić ogólne statystyki z ostatnich lat i porównać. Pomimo, iż nie ma rozgraniczenia wiekowego, można uzyskać w ten sposób obraz, jakie zagrożenia mogą "czyhać" za rogiem i stwierdzić, iż wypadków na drogach z roku na rok ubywa, a w ostatnich latach ich liczba utrzymuje się na stałym poziomie. Można nawet twierdzić, iż większym niebezpieczeństwem zdaje się pozostanie dziecka w domu pod okiem zabieganego rodzica.

A teraz najważniejszy punkt: dlaczego boimy się tak o własne dzieci? Gdzie był strach naszych rodziców?

Warto szukać winowajcy w przepływie informacji. Jest to jeden z czynników, które mają największy wpływ na kształtowanie zachowań, wzbudzanie strachu i zniewolenie człowieka. Ponieważ nasi rodzice nie mieli dostępu do internetu i nie korzystali z takich dóbr w tak wielkim zakresie jak my, nie można było określić na bazie gazet i telewizji, ile morderstw i porwań dokonywano na dzieciach, ani jak wyglądały liczby ofiar wypadków w danym okresie. Prowadzono statystyki, ale nie były one tak szeroko dostępne ani pilnowane, jak teraz. Wiele informacji nie było także przekazywanych w odpowiedni sposób albo nigdy nie trafiało w eter. Rodzic mógł jedynie opierać się na niesprawdzonych nowinkach i straszyć, aby dzieci były ostrożniejsze - stąd przysłowiowa czarna wołga, pan porywacz spod szkoły, czy facet z workiem na kartofle (w tych czasach skutecznie zastąpione w mediach białym busem lub cyganką).

Na wielu grupach roznoszą się także fałszywe informacje o nieudanych porwaniach, czy choćby błędne informacje o "poczynaniach" Social Services (nie, nikt nie odbiera dzieci bez powodu!), co potęguje troskę. Warto zauważyć przy okazji, iż sam rząd brytyjski poucza rodziców, jak postępować i jaki odpowiedni jest wiek do pozostawienia dziecka samego w domu. Pomimo podpowiedzi, iż rodzic decyduje o tym sam - podkreśla, że sytuacja może wymknąć się spod kontroli i wtedy grozi nam za to wizyta pracownika społecznego. Nikt nie nakazuje, że tak ma być, ale... że tak być może. To prosta technika psychologiczna, która toruje wielu rodzicom drogę i sprawia, że czują, iż mają zawiązane ręce. Czy warto się przejmować? Moja odpowiedź brzmi: jeżeli znasz swoje dziecko i wiesz, że możesz pozwolić mu przebywać samemu w domu - daj mu od siebie odpocząć. Dokładnie tak, jak robili to nasi rodzice. Nikt nie zapuka. No chyba, że zamkniesz drzwi na klucz, a w budynku będzie pożar albo dziecię ma głupi pomysł, żeby skoczyć z okna lub łazić po życzliwych sąsiadach (patrz wyżej). A jeśli chcesz mieć z dzieckiem kontakt, możesz z nim nawet "wisieć" na telefonie.

Nie popadajmy w paranoję. Ta paranoja nas kiedyś skonsumuje. Tworzymy sobie dzieci nieodpowiedzialne i niegotowe do życia, pełne naszych obaw i bez zdrowego rozsądku. Drogi rodzicu, czy dasz radę nie poddać się reżimowi własnego umysłu?

Zapraszam do dyskusji pod postem i żegnam się z wami... do następnego postu.

Poebana

0 comments:

Post a Comment